Owoce bez pozostałości. Czy to się opłaca?
Konsumenci coraz częściej chcą kupować owoce bez pozostałości środków ochrony roślin. Wraz z upowszechnianiem się tego trendu producenci stopniowo zmieniają stosowane technologie, by dostosować się do zmian rynkowych. Chociaż formalnie w Polsce nie funkcjonuje jeszcze certyfikacja „zero pozostałości”, plantatorzy wdrażają rozwiązania biologiczne, dzięki którym mogą oferować towar lepszej jakości. „Chcemy podnosić coraz wyżej klasę premium. Produkcja w tym systemie to forma walki z konkurencją” – mówi Mateusz Kwiatkowski, który uprawia maliny, jeżyny i truskawki.
Konwencjonalna produkcja owoców, zgodna z zasadami Integrowanej Ochrony, stanowi obecnie standard i jest dominującym modelem. Jednak wymagania sieci handlowych stają się coraz wyższe – niektóre podmioty żądają np. zmniejszenia liczby dopuszczonych pozostałości środków ochrony roślin. Oprócz produktów z konwencjonalnej uprawy na rynku dostępne są również owoce ekologiczne. Aby wprowadzić je na rynek, gospodarstwo, z którego pochodzą, musi spełnić wiele wymogów i uzyskać certyfikat. Coraz więcej sklepów, w tym supermarketów i dyskontów, wprowadza do sprzedaży produkty ekologiczne. Chociaż ich cena jest wyższa od powszechnie dostępnych płodów rolnych, to grono klientów zainteresowanych taką ofertą stopniowo rośnie. Upowszechniające się zainteresowanie żywnością wolną od pozostałości to trend, do którego muszą dostosować się plantatorzy.
Poruszyliśmy ten temat podczas wizyty w gospodarstwie jagodowym Mateusza Kwiatkowskiego w Józefowie koło Grójca.
– To konsument oczekuje, żeby produkt, który otrzymuje, był zdrowy, więc sieci handlowe wymagają tego od nas. Wydaje mi się, że w ciągu kilku lat dopuszczone do sprzedaży będą wyłącznie produkty z ograniczonymi pozostałościami
– mówi plantator. W jego gospodarstwie wdrożony został certyfikat GlobalGAP, co oznacza, że dopuszczone wartości pozostałości środków ochrony roślin w plonach muszą być rygorystycznie przestrzegane. Producent dąży do tego, żeby z czasem oferować owoce bez pozostałości.
Owoce bez pozostałości to sposób na konkurencyjność
W polskich realiach nie funkcjonuje obecnie certyfikacja systemu zwanego powszechnie „zero pozostałości”, który jest obecny (niekiedy pod nazwą BIO) w innych krajach – np. w Niemczech czy w państwach skandynawskich. Jak wynika z informacji branżowych, trwają prace nad jego wdrożeniem, jednak wciąż nie są znane szczegóły ani terminy. Jednak wielu sadowników już teraz dobrowolnie wybiera ten system produkcji. Dlaczego?
– Chcemy produkować w ten sposób dlatego, że obserwując rynek i to, co się na nim dzieje, wychodząc do przodu, staramy się być konkurencyjni. Chcemy podnosić coraz wyżej klasę premium
– deklaruje Mateusz Kwiatkowski.
– Moim zdaniem produkcja w tym systemie to jedyna forma walki z konkurencją. Mając dostęp do technologii, doświadczenie i wiedzę, jesteśmy w stanie walczyć właśnie jakością produktu. Rozumiem przez to np. zero pozostałości. Fajne jest to, że producenci sami sobie tę poprzeczkę podnoszą i próbują przewidzieć następny ruch odbiorcy. Czyli my w tej chwili mamy produkt spełniający aż nadto wymagania odbiorcy.
Czy rozwiązania biologiczne są skuteczne?
Aby oferować owoce bez pozostałości, w gospodarstwie państwa Kwiatkowskich prowadzone są na własne potrzeby doświadczenia we współpracy z doradcami, z dostawcami nawozów i środków ochrony roślin. Polegają one na stosowaniu konwencjonalnej ochrony wyłącznie we wcześniejszych fazach wegetacyjnych. Następnie, od okresu kwitnienia, ich miejsce zajmują rozwiązania biologiczne. Efekty tych doświadczeń są bardzo dobre, a stosowane technologie pozwalają na uzyskanie jakościowego plonu, wolnego od pozostałości.
Bardzo ważną rolę w strategii Mateusza Kwiatkowskiego spełniają preparaty zawierające żywe organizmy, czyli pożyteczne drożdże i grzyby. Doskonale sprawdzają się one do zwalczania chorób grzybowych, np. szarej pleśni. Za kontrolę szkodników, takich jak przędziorki, odpowiadają ich naturalne drapieżniki. Wszystkie zabiegi wykonywane są tak, aby nie były szkodliwe dla owadów pożytecznych. Jeśli chodzi o te hodowane i wprowadzane na plantację, zaobserwowano, że gorzej znoszą one warunki zimowe, dlatego co roku trzeba odnowić ich populację.
Opłacalność ochrony biologicznej
Z perspektywy producentów owoców istotne są oczywiście kwestie finansowe. W przypadku ochrony biologicznej obok pytania o skuteczność często pada drugie – o opłacalność.
– Rozwiązania biologiczne ekonomicznie są jak najbardziej uzasadnione. Jeżeli zabiegi są robione w odpowiednim terminie i dbamy o florę na plantacji, działa to bardzo dobrze. Na pierwszy rzut oka wydają się drogie, ale trzeba wziąć pod uwagę, że zazwyczaj to jest pojedynczy koszt. Przy wykonywaniu zabiegów chemicznych musimy je powtarzać, a środki nie są najtańsze
– zauważa producent.
Polskie maliny są cenione na świecie
80% produkcji z gospodarstwa Mateusza Kwiatkowskiego trafia na eksport do takich krajów, jak Litwa, Łotwa, Estonia, Finlandia i Norwegia. Kilka sezonów temu maliny były wysyłane nawet do Emiratów Arabskich. Świadczy to o tym, że zagraniczni odbiorcy doceniają jakość polskich owoców jagodowych.
– Nasze położenie geograficzne w gospodarce światowej jest bardzo korzystne, bo w lipcu nigdzie nie ma produkcji malin oprócz naszej szerokości geograficznej. Wydaje mi się, że nasza krajowa produkcja jest jedną z lepszych – na pewno w Europie, być może na świecie
– podkreśla plantator.